Szacuje się, że przedsiębiorca internetowy, bloger i podcaster Pat Flynn zarabia miesięcznie 50 tysięcy dolarów. Jak? Bloguje. Wydał e-booka. Nagrywa podcasty. I chociaż mogłoby się wydawać, że udało mu się zrealizować nieosiągalny „American dream”, to podobnych przykładów nie trzeba długo szukać. Setki tysięcy złotych za kampanię, kilkanaście tysięcy złotych za jeden post od jednego reklamodawcy. W Polsce. Nic więc dziwnego, że perspektywa zarabiania pieniędzy na prowadzeniu strony internetowej tak mocno rozpala wyobraźnię. Ale jak do tego podejść, by osiągnąć sukces?
„Jeśli masz coś wartego dzielenia się, jeśli masz coś, co potencjalnie mogłoby poprawić czyjeś życie – musisz wyjść do ludzi i dzielić się tym” – takie mniej więcej przesłanie przekazał początkującym blogerom Pat, uczestnicząc w podcaście Michała Szafrańskiego, autora kultowego już wśród internautów Jakoszczedzacpieniadze.pl. Na takim właśnie wyjściu do ludzi i dzieleniu się z nimi własnym, autorskim contentem można regularnie zarabiać.
Zarobki blogerów to temat, który nie traci rumieńców. Swego czasu kwoty zarabiane przez szafiarki trafiły nawet na Pudelka: nic dziwnego skoro są to wysokości np. 12 000 złotych za post na stronie internetowej. 16 000 zł za konkurs dla czytelników czy 15 000 zł za reklamę na YouTube. To oczywiście zarobki dojrzałych i rozpoznawalnych blogów, a jak to wygląda na początku?
Autorka stylizacjeinspiracje.blogspot.com może pochwalić się akcją na fan page’u na Facebooku, dzięki której zarobiła 2977,80 złotych. W miesiąc. Jedno przemyślane działanie wygenerowało 10 635 kliknięć internautów. Ale ten wynik blisko pięciokrotnie przebił inny popularny bloger modowy – Mr Vintage. Jego wpis na blogu wygenerował 50 003 wejścia na stronę internetową reklamodawcy. Oficjalny zarobek Mr Vintage nie został ujawniony. Z luźnych szacunków wynika, że z 390 transakcji mogło to być około 7300 zł. Można? Można.
Mało? Przyjrzyjmy się blogosferze o tematyce finansowej. Michał Szafrański otwarcie przyznał, że w osiem dni zarobił „na blogu” dokładnie 69 295 złotych. Z kolei inna kampania miała zaowocować zyskiem rzędu ponad 110 tysięcy złotych.
Słychać już szelest banknotów? To teraz skoncentrujmy się na tym, jak zarabiać na blogu, stronie internetowej i reklamach Google AdSense.
Wymogiem, by w to wejść, jest stabilny poziom ruchu użytkowników na witrynie WWW, aktywna społeczność oraz angażująca zawartość. To absolutne minimum. Dalsze działania to:
W ten sposób można zarabiać na dostarczaniu ruchu na stronę internetową reklamodawcy poprzez np. banery na stronie lub umieszczone w treści artykułu linki nawiązujące do kontekstu lub poprzez mailing z zachęcającym contentem wysłany do własnej bazej adresowej treść reklamową można także dostarczać. Lub tak jak Mr Vintage dostarczyć potwierdzoną sprzedaż. W tym przypadku to 390 transakcji w popularnej platformie e-commerce.
Aktualnie dostępne kampanie i stawki można podejrzeć na stronach sieci afiliacyjnych, np. NetSales lub SalesMedia:
Marketing afiliacyjny to droga dla tych, którzy są ekspertami w jakiejś działce i potrafią nawiązywać relacje z odbiorcami. Którzy doskonale znają swoich Czytelników i wiedzą, jakie działania przyniosą zyski. I chcą sami decydować o tym, jak zarobić na własnej stronie (blogu). Tu jednak sporo zależy od zaangażowania twórcy. Wartościowe treści, szczegółowe analizy, rekomendacje nie robią się same. Nawet jeśli autor ma to przysłowiowe lekkie pióro.
Pod tymi – dla części z nas – tajemniczymi pojęciami kryje się cecha wspólna. Aukcyjny model zakupu powierzchni reklamowej.
W obu przypadkach oznacza to, że reklamodawcy w czasie rzeczywistym (real-time) licytują (bidding), czyja reklama zostanie wyświetlona. Dzieje się to automatycznie, a systemy wybierają tych reklamodawców, którzy zaoferują odpowiednią według wymagań stawkę za wyświetlenie reklamy.
Aby być częścią ekosystemu RTB od strony wydawcy, należy zarejestrować się w jednej z tzw. platform SSP (ang. supply-side platform, Appnexus, Admeta, Adexon, iBillboard), aby zaś dołączyć do sieci reklamowej Google, należy zarejestrować się bezpośrednio na stronie www.google.com/ads/publisher.
To zależy. Między innymi od profilu użytkowników serwisu, a to ściśle wiąże się z jakością treści. Ciekawa, fachowa, czy też angażująca treść przyciąga bardziej sprofilowanych użytkowników. To, ile można zarobić, zależy również od wskaźników ilościowych, tj. od liczby wejść na stronę, liczby kliknięć w reklamę, liczby odsłon, unikalnych użytkowników, itd.
W RTB Wydawcy moga ustawiać stawkę minimalną, od której dana powierzchnia będzie licytowana (tzw. price floor). Większe serwisy oraz bardziej sprofilowane, które również mają silniejszą pozycję przetargową mogą pokusić się o tak zwane „private deale”, czyli wystawienie pewnej części swojej powierzchni jako oferty Premium w ekosystemie RTB. Taka powierzchnia zazwyczaj jest droższa.
System aukcyjny można więc polecić właścicielom stron WWW, którzy wolą zdać się na automatyzację działań. Oczywiście nie należy przesadzać i obwieszać własnej strony banerami jak choinkę. Internauci nauczyli się już takie reklamy skutecznie ignorować.
Gołym okiem widać rosnące zainteresowanie content marketingiem. Dla pełnego obrazu, warto w tym miejscu sięgnąć po jedną z najtrafniejszych definicji tego gatunku, jakie dotąd ktokolwiek sformułował. Przynajmniej w naszej ocenie.
– Content marketing to przeciwieństwo reklamy. Polega na zaangażowaniu klientów w coś, czego naprawdę pragną, w sposób, który służy celom i ideałom twojej marki, a nie na wciskaniu na siłę swojego logo, aby w efekcie uzyskać zaledwie ułamek ich zainteresowania. To pozyskiwanie dokładnie takich klientów, jakich szukasz zamiast bliżej nieokreślonej grupy ludzi. To zapewnienie odbiorcom pożądanego doświadczenia, które będzie dla nich pomocne – a nie odciąganie ich od tego, po co do Ciebie przyszli. W skrócie, content marketing to produkt ewolucji samej reklamy będący czymś skuteczniejszym, bardziej wydajnym i dużo mniej odrzucającym – powiedział Keith Blanchard z amerykańskiej firmy marketingowej Story Worldwide.
To więc materiały autorskie – inspirujące, przydatne i wzbudzające zaufanie – lepiej realizują cele marek, niż tradycyjne banery reklamowe. A na pewno trafniej odpowiadają na potrzeby.
Wróćmy tu do Michała Szafrańskiego i jego analizy, która włożyła mu do portfela ok. 69 000 zł. To nie był reklamowy opis produktu. Szafrański nie pisał, że dana lokata „jest najlepsza, bo tak”. To była szczegółowa, merytoryczna analiza. Najpierw sam przewertował regulamin, a następnie sprawdził produkt w praktyce. Założył lokatę, na blogu podał konkretne wyliczenia. Załączył także do pobrania arkusz w Excelu – kalkulator efektywnego oprocentowania lokaty z bonusem. Tuż nad tym umieścił link, prowadzący prosto do formularza. Którego wypełnienie skutkowało założeniem lokaty.
Podsumowując: Szafrański jest niekwestionowanym ekspertem. Opisał na swoim blogu jeden z dostępnych produktów. Efekt? 1153 nowe lokaty. To osoby, które przeszły na stronę instytucji finansowej z bloga Szafrańskiego i założyły lokaty. W 8 dni.
Chcesz przygotować dobrą stronę dla reklamodawców? Zrezygnuj z laurek. Są niewiarygodne, od razu budzą podejrzliwość i niechęć. Content marketing wymaga od twórcy obiektywizmu i rzeczowości. Sprawdzoną formą contentu, w którym możesz np. zaszyć link afiliacyjny (tak jak Michał Szafrański) są więc własne rankingi produktów, recenzje i analizy, dedykowane sekcje/cykle i poradniki.
Dbając o swój normalny content, publikowany nie w ramach działań dla reklamodawców, również pracuj nad jego formą, urozmaicaj ją. Czasem np. zamiast standardowego artykułu możesz stworzyć poradnik w formie e-booka, dzięki któremu użytkownicy dostaną garść praktycznych informacji. Tym samym przy okazji staną się częścią bazy e-mailingowej, bo przecież poradnik możesz udostępniać za zostawienie adresu e-mail i zapisem do Twojego newslettera. Z kolei infografiki atrakcyjnie i obrazowo przedstawią nawet najbardziej skomplikowane zagadnienie. Raporty nie dość, że są użyteczne dla użytkownika, to budują także Twoją pozycję ekspercką.
Warto przy tym pamiętać o kilku kwestiach. Treść contentu absolutnie musi być dopasowana do rodzaju serwisu. Post o trendach w modzie na wiosnę 2016 na blogu finansowym będzie wyglądać śmiesznie. Podobnie jak info o tym „jak efektywnie oszczędzać na emeryturę”, umieszczone na urodowym wortalu. Widać, o co chodzi, prawda?
Regularność ma także spore znaczenie. Jeśli użytkownik po drugim, czy trzecim spontanicznym wejściu na stronę internetową nie znajdzie nic ciekawego, to jest niemal pewne, że już czwarty raz strony nie odwiedzi. Warto wiec pokazać mu, że cyklicznie będziemy mu dostarczać nowych, interesujących materiałów. Że warto nas odwiedzać.
Ostatnia rada, ale wcale nie najmniej ważna – kontakt. Słuchaj swoich Czytelników! Wchodź z nimi w relację. Poruszaj tematy, których się domagają i o których mówią. Reaguj na komentarze. Odpowiadaj na polemikę! W ten sposób pokażesz swoje zaangażowanie i zbudujesz wartościowe relacje. To najlepsza droga do zyskania stałych czytelników. I sposób, na sensowne i regularne zarabianie na stronie internetowej lub blogu.
Opracowanie zredagowali: Michał Sienko, Adam Matwijczyk, Igor Kozłowski oraz Izabela Bogus.
Źródła:
Nasz cykl dla serwisu Marketerplus.pl:
Sposoby zarabiania na własnej stronie internetowej. Część 1, marketerplus.pl
Sposoby zarabiania na własnej stronie internetowej. Część 2, marketerplus.pl
Sposoby zarabiania na własnej stronie internetowej. Część 3, marketerplus.pl